Wieprzowina w sosie słodko-kwaśnym, czyli "Proszę pani, dlaczego ja nie mogę schudnąć?"

Czasem dostaję takie pytanie: co ze mną jest nie tak? Wszystko wiem: o tym, co jeść, czego nie jeść, co jest zdrowe, a co nie bardzo. Motywację w teorii też mam: chciałabym, żeby mąż znów popatrzył na mnie jak na kobietę, Aśka z księgowości zzieleniała z zazdrości, a ta piękna czerwona sukienka zagościła w mojej szafie. Zasoby zorganizowałam: karnet na basen, teściową do pomocy, nawet znajomi zostali poinformowani, że na następną imprezę przyjdę dopiero w 2016. A mimo to na diecie wytrzymuję dwa tygodnie...

Nie jest łatwo odpowiedzieć na takie pytanie. Przyczyn może być bardzo wiele - od fizjologicznych i metabolicznych (np. zaburzenia gospodarki hormonalnej lub stres i brak snu) po psychologiczne. Te ostatnie dosyć trudno zdiagnozować, bo opór przed zmianą potrafi być bardzo silny i niweczyć wszystkie wysiłki pracy, nawet z pomocą specjalisty. Aby taka praca była bardziej skuteczna, można włączyć w nią diagnozę przekonań dotyczących nas samych w kontekście odchudzania i bycia szczupłym, a następnie różne formy pracy z nimi.

Taką diagnozę ułatwić może kilka pytań, na które odpowiedzi (jeśli zdobędziemy się na maksymalną szczerość sami przed sobą) doprowadzić nas mogą do sedna problemu. Warto odpowiadać na nie w skupieniu i nie martwiąc się o to, "co ludzie powiedzą" - to nie oni doświadczają naszych trudności związanych z nadwagą lub otyłością, więc nic im do tego.

  1. Co się stanie dobrego, jeśli schudnę?
    Pierwsze pytanie jest łatwe - Aśka z księgowości padnie z zazdrości, mąż przestanie oglądać się za innymi, a ja lepiej poczuję się we własnej skórze i może w końcu znów założę sukienkę kupioną jeszcze na studiach. Powody ważne, które warto sobie przypominać w chwilach zwątpienia, żeby nie umknęło nam, o co walczymy dziś na siłowni.
     
  2. Co się stanie złego, jeśli schudnę?
    Tu odpowiedzi są już mniej oczywiste i trzeba się trochę zabawić w adwokata diabła: będę musiała wymienić całą garderobę, nie będę już mógł bezkarnie się objadać, żeby nie stracić efektów wielomiesięcznej pracy, będę musiał regularnie uprawiać sport, żeby utrzymać wagę, a tego nie lubię.
     
  3. Co się stanie złego, jeśli nie schudnę?
    Tu możemy zaprząc do pracy naszego lekarza, który wymieni nam wszystkie negatywne konsekwencje nadwagi i otyłości: cukrzycę, choroby stawów, czy nadciśnienie - jako szczyt góry lodowej. Dodatkowo mogą się pojawić argumenty społeczne: ludzie nadal nie będą widzieć we mnie osoby, która ma wiele talentów, tylko grubasa w brzydkich ubraniach, czy: nie uda mi się zrealizować mojego największego marzenia, czyli wejścia bez zadyszki na II piętro wieży Eiffla. Będę samotny, gruby i nieszczęśliwy.
     
  4.  Co się stanie dobrego, jeśli nie schudnę?
    To pytanie jest najtrudniejsze i tylko pozornie jest bez sensu. Opiera się ono na założeniu, że jeśli trwamy w jakiejś sytuacji, musi ona nam przynosić pewne benefity, nawet jeśli nie bardzo potrafimy bez zastanowienia określić, jakie (lub te benefity stanowią społeczne tabu). To może być na przykład chęć pozostania niewidzialnym dla otoczenia (jeśli schudnę i stanę się atrakcyjny fizycznie, więcej osób będzie zwracało na mnie uwagę, a tego się boję), brak konieczności zmiany czegokolwiek w swoim życiu (czyli będę mógł wciąż jeść fast foody bez ograniczeń i zalegać na kanapie całymi dniami) lub brak konieczności poddawania się irracjonalnej modzie na jedyną słuszną szczupłą sylwetkę (nie będę robił tego, co mi każą inni, tylko dlatego, że ktoś powiedział, że to dla mnie dobre). Odpowiadając na to pytanie warto wsłuchać się w siebie - prawdopodobnie to właśnie te przekonania najbardziej powstrzymują nas od zmiany.
Analogiczne pytania można zadać sobie w kontekście samego procesu odchudzania: co stanie się dobrego/złego, jeśli przejdę/nie przejdę na dietę. Odpowiedzi na nie mogą rozpocząć naszą pracę z własnymi przekonaniami, która pomoże nam w zmianie własnego nastawienia i osiągnięciu celu.

Częstym przekonaniem dotyczącym bycia na diecie i odchudzania jest to, że jest to bardzo trudne: wciąż chodzimy głodni, posiłki są niesmaczne, musimy się trzymać sztywnych reguł i nigdy nie możemy pozwolić sobie na żadne odstępstwo. Przekonanie takie prędzej czy później doprowadzi nas do zarzucenia diety - kto (oprócz urodzonych masochistów) wytrzymałby w stanie wiecznego niezadowolenia przez kilka miesięcy?

Poniżej przedstawiam więc przepis, który udowadnia, że niskokaloryczny posiłek nie musi być nudny, niesmaczny i za mały.

4 porcje, 1 porcja to ok. 488 kcal 

500 g polędwicy wieprzowej
2 duże marchewki
2 czerwone papryki 
1/2 świeżego ananasa
1 puszka kiełków fasoli mung 
1 cebula
4 ząbki czosnku
6 łyżek sosu sojowego
2 łyżki octu jabłkowego
4 łyżki słodkiego sosu chilli
2 łyżki miodu
2 łyżki mąki kukurydzianej
2 łyżki oleju ryżowego
sól do smaku
natka pietruszki do posypania
200 g brązowego ryżu

W dużym rondlu rozgrzej olej. Przysmaż na nim drobno posiekaną cebulę i czosnek. Posól i duś kilka minut, intensywnie mieszając. Dodaj pokrojoną najpierw w plastry, a  potem w paski polędwicę, obsmaż z każdej strony. Dodaj marchewkę pokrojoną w półplasterki i duś ok. 10 minut. Dodaj paprykę pokrojoną w paseczki i duś jeszcze 5 minut. Odetnij liście ananasa, pokrój owoc na ćwiartki i wytnij środkową część. Obierz ze skórki i pokrój w grubą kostkę. Dodaj do sosu razem z kiełkami i duś wszystko razem jeszcze 5 minut.

W miseczce wymieszaj sos sojowy ze słodkim sosem chilli, miodem, octem i mąką kukurydzianą. Dodaj to do sosu i dokładnie wymieszaj. Duś kilka minut na wolnym ogniu, żeby sos zgęstniał.
 
Podaj z brązowym ryżem, posypane posiekaną natką pietruszki.

2 komentarze:

  1. Właśnie zrobiłam. Jest przepyszna! Swoje danie wzbogaciłam o świeży imbir, mieloną kolendrę i szczyptę cynamonu. Polecam spróbować :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O imbirze nie pomyślałam, a zwykle mam w lodówce kawałek, super! Cieszę się, że smakowało :-)

      Usuń