Powidła śliwkowe bez cukru, czyli jak radzić sobie z jesienną deprechą

Myślałam, że jesienna deprecha mnie nie dotyczy. Uwielbiam jesień, to moja ulubiona pora roku - przepiękne kolory liści, temperatura odległa od znienawidzonych przeze mnie upałów, lekka melancholia w powietrzu i możliwość bezkarnego podgrzewania wina z przyprawami (przecież zimno jest). A jednak. Ostatnie tygodnie to dla mnie walka z sennością, zmęczeniem, nadmiernym apetytem na czekoladę i ogólnym rozdrażnieniem. I w końcu dotarło do mnie, że idzie jesień, a przesilenie oddziałuje również na tych, którzy na nadejście tej pory roku czekają całe 12 miesięcy.

Jeśli i Was dopadły podobne objawy, jest duża szansa, że reagujecie na zmniejszającą się ilość światła dziennego. SAD (sezonowa zaburzenie afektywne) to coroczna przypadłość mieszkańców stref klimatów przejściowych. Jeśli nie chcecie, żeby mała chandra zamieniła się w dodatkową oponkę na brzuszku i zimową depresję, warto z nią powalczyć - światłem.

Bo światło to nie tylko słońce. Nawet w pochmurny dzień warto wybrać się na spacer, żeby zmniejszyć senność i zmęczenie. 20-30 minut umiarkowanego ruchu na świeżym powietrzu działa cuda, a dodatkowa porcja witaminy D na pewno nie zaszkodzi (o tym, że jest ona ważna również dla odchudzania, już pisałam).

Umyjcie okna (tak, wiem), wypierzcie zasłony i firanki (tak, naprawdę wiem), a najlepiej je rozsuńcie - w domu i w pracy, jeśli tylko możecie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile dziennego światła zatrzymuje się na zachlapanych szybach i zszarzałych firankach. A przy okazji mycie szyb policzy się nam za godzinę fitnessu ;-)

Jeśli tylko macie taką możliwość, dostosujcie swój rytm dnia w taki sposób, żeby jak najbardziej korzystać ze światła dziennego. To oznacza trochę wcześniejsze chodzenie spać i trochę wcześniejsze wstawanie i może wydać się osobie, która cierpi na jesienną senność, torturą, ale szybko zobaczycie efekty. Wcześniejsze wstawanie ma jeszcze jeden plus - daje nam więcej czasu na przygotowanie się do ciężkiego dnia pracy, a zwolnienie tempa również nam się przyda.

Jeśli dołożymy do tego umiarkowaną aktywność fizyczną i zdrową, zbilansowaną dietę, jesień okaże się całkiem przyjemną porą roku. W przerwie możemy spróbować zatrzymać jej część w słoiku w postaci najlepszych powideł śliwkowych, jakie kiedykolwiek jadłam, według przepisu mojej mamy (przyznaję się bez bicia - tylko ona potrafi zrobić takie dobre). Wymagają sporo czasu, ale przecież to właśnie jesień jest najlepszym momentem, żeby trochę zwolnić tempo.

4 małe słoiki, 1 łyżka to ok. 13 kcal

2 kg śliwek

Śliwki umyj, wydryluj i zmiksuj na gładką masę. Wrzuć do dużego garnka z grubym dnem, doprowadź do wrzenia i gotuj na małym ogniu przez minimum godzinę, cały czas mieszając. Powidła są gotowe, gdy kreska zrobiona łyżką nie zapada się, tylko utrzymuje się na powierzchni.

Jeśli nie masz czasu stać nad garem przez ponad godzinę, albo twoje ręce odmawiają posłuszeństwa już po kwadransie, możesz powidła zrobić na raty. Jednego dnia gotuj je przez 15 minut, drugiego przez 30 i trzeciego również przez 30.

Letnie powidła wsadź do wyparzonych słoików, dobrze zakręć, a następnie wstaw do letniej wody. Doprowadź do wrzenia i gotuj na średnim ogniu przez ok. 30 minut.

Wyciągnij słoiki i ostudź do góry dnem na ściereczce. Kiedy ostygną, dokręć nakrętki, jeśli poczujesz jakiś luz.

Schowaj przed rodziną, inaczej zjedzą wszystko, zanim zacznie się zima :-)


1 komentarz:

  1. Bardzo fajnie opisany pomysł na powidła śliwkowe. Od siebie mogę dodać tyle, że jak ktoś nie ma czasu ich przygotowywać to smaczne są z https://www.herbapol.com.pl/produkt/powidla-sliwkowe i pasują idealnie do różnych dań.

    OdpowiedzUsuń