Polędwica wieprzowa w sosie sojowym z fasolką, czyli jak odchudzić niesfornego męża

Ach, ci mężowie. Nie dość, że najczęściej zostawiają brudne skarpetki w dziwnych miejscach, to jeszcze bardzo często odmawiają uczestniczenia w podejmowanych przez żony próbach zmiany sposobu odżywiania całej rodziny na zdrowszy. Z uporem godnym lepszej sprawy powtarzają, że warzywa w nadmiarze im szkodzą (wiecie na co), a jedyne, co jest w stanie uratować ich przed niechybną śmiercią, to soczysty kawałek wieprzowiny na obiad. Bo przecież nie są królikiem i sama sałata to nie posiłek. I jak tu z takim rozmawiać?

Mała podpowiedź przychodzi z wniosków ciekawego eksperymentu, którzy przeprowadzili naukowcy z Uniwersytetu w Yale. Badali oni w nim poziom greliny, czyli tzw. hormonu głodu, który powinien wzrastać, kiedy jesteśmy głodni, popychając nas w stronę jedzenia, i spadać, kiedy jesteśmy najedzeni, dzięki czemu kończymy posiłek z uczuciem sytości. Niestety ten delikatny mechanizm bardzo łatwo jest zaburzyć - np. poprzez nadmierne jedzenie różnych pyszności, nawet jeśli żołądek sygnalizuje już nam, że jest pełen.

Okazuje się jednak, że można ten mechanizm oszukać w drugą stronę. W eksperymencie, w którym brały udział dwie grupy badanych, wszyscy dostali do wypicia taki sam koktajl o przeciętnej zawartości 380 kcal. Pierwsza grupa dostała jednak informację, że jest to bardzo sycący koktajl mający 620 kcal, a druga - że mają do wypicia dietetyczny napój o zawartości 140 kcal. Po spożyciu wszystkim zmierzono poziom greliny.

Co się okazało? Że w grupie, która myślała, że wypija coś bardzo kalorycznego, odnotowano bardzo znaczący spadek poziomu tego hormonu - dużo większy, niż w grupie, która była przekonana, że wypija dietetyczny napój.

Wniosek: ważniejsze od tego, co mąż zje na obiad, jest to, co myśli, że zjadł. Jeśli uda nam się przekonać go, że podajemy mu bardzo sycący i w ogóle niedietetyczny posiłek (najlepiej unikajmy słowa na "D"), jest bardzo duża szansa, że będzie najedzony, jedząc znacznie mniej kalorii i w efekcie schudnie, nie wiedząc nawet, że się odchudza. Huraaa!!!

A na obiad podajmy mu wieprzowinę i oczekujmy nagrody dla dobrej żony ;-)

2 porcje, 1 porcja to ok. 480 kcal

250 g polędwicy wieprzowej
1 łyżka sosu sojowego
1 łyżka syropu klonowego
1 łyżeczka igieł rozmarynu
1 łyżka oleju do smażenia

300 g młodych ziemniaków
1 łyżka oliwy
1 łyżeczka igieł rozmarynu
sól i pieprz świeżo mielone

400 g fasolki szparagowej
2 łyżki sosu sojowego
2 łyżki sezamu

Polędwicę umyj, osusz i oczyść z błon oraz tłuszczu. W misce wymieszaj sos sojowy, syrop klonowy i rozmaryn. Włóż do niej mięso i natrzyj dobrze marynatą. Odstaw do lodówki na minimum 30 minut.

Ziemniaki dobrze wyszoruj i porządnie wysusz papierowymi ręcznikiami. Wrzuć do brytfanki, polej oliwą, posyp ziołami oraz przyprawami i wymieszaj dokładnie, żeby każdy ziemniak był w nich dobrze obtoczony. Wstaw do piekarnika nagrzanego do 200° Celsjusza i piecz ok. 50 minut.

Na patelni rozgrzej olej. Wyjmij mięso z marynaty i obsmaż z każdej strony do uzyskania złotego koloru. Przełóż mięso do naczynia żaroodpornego, polej pozostałą marynatą i wstaw do piekarnika na 10-15 minut (w zależności od grubości polędwicy). Po upieczeniu wyjmij i odstaw pod przykryciem, żeby odpoczęło przed pokrojeniem.

Upraż ziarna sezamu na suchej patelni. Fasolkę ugotuj na parze do miękkości. Tę ostatnią przełóż do dużego garnka, dolej sosu sojowego i dodaj sezam, a następnie podgrzewaj wszystko razem przez chwilę.

Podawaj fasolkę z ugotowanymi ziemniakami oraz polędwicą pokrojoną w plastry.


Przepis inspirowany jedną z moich ulubionych książek kucharskich: "Gotuj i chudnij. Najsmaczniejszy sposób, by zrzucić jeden rozmiar", Eastwood H., Erskine G., Henley S., Michell S., Wyd. Pascal, 2010

0 komentarze:

Prześlij komentarz