Po pierwsze sery - tanie, pyszne i w tak wielu odmianach, że ze sklepu wychodzę z bólem głowy. Po drugie wino - tanie, pyszne i tak dalej, tylko ból głowy przychodzi później, nie wiedzieć czemu. Po trzecie tarty, po czwarte creme brulee, po piąte beszamel, a po szóste cała reszta, na której widok leci mi ślinka (i nieważne, czy jestem aktualnie najedzona, czy nie).
Francuzi mają na to swoją metodę: jedzą wszystko, po trochę i z umiarem. Dzięki temu zachowują zdrowie i figurę pomimo faktu, że kuchnia francuska nie stroni od masła i śmietany (więcej o tym pisałam tutaj). Mnie jest trudno zachować umiar widząc te smakołyki, więc cieszę się, że mieszkam w kraju, którego tradycyjna kuchnia jest dla mnie zbyt skomplikowana (niniejszym przyznaję się: w życiu nie ulepiłam ani jednego pieroga!).
Biorąc przykład z Francuzów, można sobie jednak od czasu do czasu zaserwować jakiś pyszny (tłusty i kaloryczny) smakołyk - w niewielkiej ilości. Klasyczne połączenie sera pleśniowego i gruszki jest jednym z moich ulubionych.
A o tym, jak przetrwać urlop na diecie, już niebawem.
2 porcje, 1 porcja to ok. 131 kcal
50 g koziego sera pleśniowego
1 dojrzała gruszka
2 garści liści dowolnej sałaty
2 garści rukoli
1/2 łyżeczki masła
2 łyżeczki sosu balsamicznego
Gruszkę pokrój w plastry. Rozgrzej masło na patelni i usmaż na nim gruszkę (ma lekko zmięknąć, ale nie powinna się rozpaść). Sałatę umyj, większe liście porwij na kawałki i rozłóż na talerzach. Połóż na niej plastry gruszki i ser, a całość polej sosem balsamicznym.
Nie będę ukrywać, że najlepiej smakuje z kawałkiem opieczonej bagietki oraz kieliszkiem zimnego białego wina :-)
0 komentarze:
Prześlij komentarz