Filet z kurczaka z pieczoną cytrynową brukselką i pęczakiem, czyli o tym, dlaczego teraz jest trudniej schudnąć niż trzy dekady temu

No cóż, przyszło nam żyć w całkiem wygodnych czasach. Smartfon z dostępem do Internetu właściwie wszędzie (bardziej "mogę sprawdzić przepis i stworzyć listę zakupów, będąc już w sklepie" niż "jeszcze tylko wrzucę selfie z tej krawędzi górskiej przełęczy"). Samochód z podgrzewaną przednią szybą (nie trzeba skrobać!) i strefową klimatyzacją. Półki sklepowe uginające się od przeróżnych produktów, często sprowadzanych z miejsc odległych i egzotycznych. Wszystko to ku naszej uciesze i zadowoleniu.

A jednak takie życie ma również swoje minusy. Jak pokazują badania, teraz trzeba się bardziej napracować, żeby zrzucić taką samą ilość kilogramów lub utrzymać wagę, niż 30-40 lat temu.

Badacze łączą te fakty z zanieczyszczeniem środowiska i żywności oraz zmianami w diecie, które mogą w pewnym stopniu dotyczyć również i nas, Polaków. I o ile nie jestem fanką zrzucania winy za własną wagę na czynniki zewnętrzne, o tyle zalecenia, które powstają w wyniku analizy tych czynników, brzmią całkiem rozsądnie nawet dla mnie.

Z jednej strony, badania wykazują związek pomiędzy różnymi substancjami chemicznymi a naszą gospodarką hormonalną, której rozregulowanie na skutek ekspozycji na te substancje może prowadzić do wzrostu wagi. Do tych substancji należą sztuczne słodziki (podstępne, bo bardzo niskokaloryczne i dlatego chętnie wybierane) czy bisfenol A (BPA), substancja obecna m.in. w wielu rodzajach plastikowych opakowań czy metalowych puszkach z żywnością.

Z drugiej strony, przeciętny mieszkaniec bogatej części świata (tak, należymy do niej) zjada w obecnych czasach dużo więcej mięsa, z którego znaczna część wyhodowana została przy użyciu dużej ilości hormonów i antybiotyków, które znów mieszają w naszej gospodarce hormonalnej.

Rada na to jest dosyć prosta - ograniczmy żywność przetworzoną, zawierającą sztuczne dodatki, oraz niskiej jakości mięso zwierząt hodowanych w nieludzkich warunkach i zadbajmy o to, by w naszej diecie znalazło się jak najwięcej produktów świeżych, które przetworzymy sami, używając składników dobrej jakości.

Dzisiaj przepis na jedno z najbardziej niedocenianych warzyw jesieni - brukselkę. Jej gorzkawy posmak odstraszał mnie w dzieciństwie, ale odkąd odkryłam, że nie musi być rozgotowaną kulką pływającą w tartej bułce zasmażanej na maśle, polubiłam ją na nowo. Do tego filet z kurczaka zagrodowego oraz pyszna kasza pęczak - i obiad gotowy.

2 porcje, 1 porcja to ok. 423 kcal

2 filety z piersi kurczaka (ok 300 g)
1 łyżka pieprzu cytrynowego
1 łyżeczka oleju do smażenia

300 g brukselki
1 łyżeczka oleju do pieczenia
pół cytryny
sól i pieprz do smaku

100 g kaszy pęczak
sól

Brukselkę umyj, obierz z wierzchniej warstwy liści, odetnij najgrubszy kawałek głąba i pokrój na ćwiartki wzdłuż. Zblanszuj we wrzątku, gotując warzywa 3-4 minuty. Wyjmij z garnka i odsącz dobrze z pozostałej wody. Rozgrzej piekarnik do temperatury 180 st. Celsjusza. W żaroodpornym naczyniu wymieszaj brukselkę z olejem, przyprawami oraz sokiem i skórką otartą z połowy cytryny. Piecz przez 20-25 minut, aż warzywa zaczną brązowieć na krawędziach.

Kaszę ugotuj w osolonej wodzie na sypko według przepisu na opakowaniu.

Filety rozbij delikatnie tłuczkiem do mięsa, żeby wyrównać grubość na całej powierzchni. Natrzyj z obu stron pieprzem cytrynowym. Na patelni z powłoką nieprzywierającą rozsmaruj olej i rozgrzej go dobrze. Smaż mięso po kilka minut z obu stron do uzyskania złotego koloru.

Podawaj wszystko od razu.


0 komentarze:

Prześlij komentarz