Bułeczki orkiszowe, czyli o tym, czy warto się często ważyć

Od czego bardzo często rozpoczyna się odchudzanie? Od ważenia, oczywiście. Czy to w zaciszu własnej łazienki, czy to w gabinecie profesjonalisty - dobrze wiedzieć, z jaką wagą zaczynamy nasze starania o szczupłą sylwetkę.

Oprócz tego, że jest to najprostsze narzędzie diagnostyczne, dzięki któremu możemy sprawdzić, czy i jaką mamy nadwagę, ważenie się jest dobrym sposobem na monitorowanie postępów w odchudzaniu. Choćby nie wiem jak bardzo straszna, nasza waga wyjściowa jest dla nas punktem odniesienia, a każdy ubywający kilogram będzie dowodem na efektywność zastosowanej diety.

Jakże miło obserwować na wadze zmniejszające się z dnia na dzień liczby!... Znam takie, które na przysłowiowym "fejsie" z entuzjazmem ogłaszają: "Szóstka z przodu!!!" Cieszę się razem z nimi, bo wiem, że świadomość własnych postępów jest bardzo motywująca i pomaga przetrwać trudne momenty odchudzania (a przychodzą takie, oj przychodzą). W dobie wszechobecnych smartfonów można sobie nawet pobrać specjalną aplikację do śledzenia wagi - wpisując codziennie swój wynik widzimy, jak spada systematycznie i zbliża się do upragnionego celu na wykresie.

Sielanka panuje do momentu, w którym na naszej wadze widzimy cyfrę, która nie do końca spełnia nasze oczekiwania. Może wczoraj podjedliśmy za bardzo, może za późno przytrafił nam się ostatni posiłek, może nie poszliśmy na basen, jak sobie zaplanowaliśmy, a może po prostu jesteśmy zaraz przed "tymi dniami" (niestety panowie, wy nie macie takich wymówek). A może nasz organizm zmęczył się zrzucaniem masy i postanowił chwilę odpocząć i zamiast 100 gramów od wczoraj schudł tylko 30, albo i wcale, albo, o zgrozo, przybrał 250. Pomimo tego, że nie ma w takich wahaniach w tym nic niepokojącego (o ile nie łączą się z zarzuceniem diety lub regularnym obżarstwem), potrafią one wpędzić nas w zły nastrój.

Jeśli ten zły nastrój zmusi nas do podwojenia wysiłków i większej koncentracji na celu - to świetnie. Bywa jednak zupełnie na odwrót. Rozczarowanie i złość może pchnąć nas w objęcia lodówki i kalorycznych skarbów w niej ukrytych, żebyśmy mogli pocieszyć się ulubionym smakołykiem...

Nadwaga i otyłość same w sobie są często powodem obniżonego nastroju oraz negatywnych emocji, a także niezadowolenia z własnego ciała i niskiej samooceny. Nie warto sobie dokładać więc złych emocji ważąc się zbyt często, bo wtedy istnieje spora szansa, że będziemy ten smutek i rozczarowanie zajadać pączkiem lub czekoladą.

Z reguły zaleca się ważenie raz na tydzień, w tym samym ubraniu (lub bez niego, to wersja najbardziej optymistyczna), o tej samej porze dnia (przed śniadaniem, to wersja najnajnajoptymistyczniejsza), żeby móc korzystać z motywującej funkcji śledzenia postępów, a unikając demotywującej roli chwilowych zahamowań lub wzrostów.

A po ważeniu, szczęśliwi z powodu kolejnego kilograma mniej, możemy zjeść na śniadanie pyszną, własnoręcznie zrobioną bułeczkę orkiszową :-)

8 małych bułeczek, 1 bułeczka to ok. 134 kcal

225 g pełnoziarnistej mąki orkiszowej drobno mielonej
1 łyżeczka soli
25 g miękkiego masła
12 g świeżych drożdży
1 łyżeczka nierafinowanego cukru trzcinowego 
150 ml ciepłego mleka

Drożdże pokrusz i wsyp do ciepłego mleka o temperaturze nie wyższej niż Twoje ciało. Odstaw na ok. 20 minut, aż zaczną puszczać pęcherzyki powietrza. Wymieszaj całość.

Na stolnicy wymieszaj mąkę z solą, następnie pokrojone na kawałki masło i cukier. Zrób wgłębienie na środku i wlej mleko z drożdżami. Wyrób ciasto na oprószonej mąką stolnicy, zagniatając do środka, aż będzie elastyczne i gładkie. Uformuj kulę i pozostaw pod ściereczką w ciepłym miejscu do wyrośnięcia (np. w piekarniku nastawionym na 40 stopni lub w misce zanurzonej w gorącej wodzie), aż podwoi swoją objętość.

Wyrośnięte ciasto zagniataj jeszcze przez chwilę, a następnie podziel na 8 porcji. Z każdej uformuj małą bułeczkę i ułóż na blasze w równych odległościach od siebie.Przykryj ściereczką i znów odstaw w ciepłe miejsce na ok. 30 minut.

Przed pieczeniem oprósz bułki delikatnie mąką i zrób przedziałki końcem drewnianej łyżki lub tępą stroną noża (uważaj, żeby nie przeciąć ciasta do końca).

Piecz w temperaturze 220ºC przez ok. 15-20 minut, a następnie ostudź na kratce.


Przepis oryginalny tutaj.

2 komentarze:

  1. A cos dla tych co do normalnej wagi dobić nie mogą od dołu? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to temat na osobnego posta - postaram się coś napisać o tym w najbliższym czasie, więc zapraszam do zaglądania :-)

      Usuń