Hummus z cieciorki i pieczonej papryki, czyli o tym, kiedy zdrowe odżywianie staje się zaburzeniem

Przeczytałam ostatnio ciekawy artykuł o młodej Amerykance, która tak zaangażowała się w prowadzenie i promowanie super zdrowego, wegańskiego stylu życia, że po jakimś czasie zdiagnozowano u niej zaburzenie odżywiania. Zapytacie: jak to możliwe, przecież zdrowe odżywianie jeszcze nikomu nie zaszkodziło?...

Zdrowe odżywianie nie, ale nadmierna koncentracja na jedzeniu, jego wartościach odżywczych, pochodzeniu i sposobie przyrządzania już może. Zaburzenie polegające na dążeniu do perfekcji w obszarze zdrowej diety nazywa się ortoreksją. Jego objawami mogą być więc:
  • Bardzo wysokie standardy dotyczące jakości pożywienia: ekologiczne, biodynamiczne, organiczne, z certyfikowanych hodowli, wegańskie, wysokobiałkowe, niskowęglowodanowe, paleo... Rodzaj diety ma mniejsze znaczenie, bo ortorektycy zdarzają się zarówno wśród wegetarian, jak i kulturystów, którzy zwykle pochłaniają duże ilości produktów odzwierzęcych. Ważne, żeby każdy posiłek bez wyjątku te standardy spełniał, co najczęściej owocuje koniecznością przygotowywania jedzenia samodzielnie według bardzo konkretnych reguł.
  • Uzależnianie swojej samooceny od przestrzegania diety: "dzisiaj byłem dobry" - czyli wszystkie posiłki były "właściwe" vs "dzisiaj byłem niedobry" - nie udało mi się spełnić wyznaczonych standardów (zjadłem coś, co było "nieodpowiednie"). W takim przypadku moja samoocena spada i to nie tylko w obszarze odżywiania ("jestem złą osobą, bo nie dotrzymałem założonej diety").
  • Izolacja społeczna: ortorektyk będzie unikał sytuacji, w których pojawia się jedzenie, nad którego pochodzeniem, składem i sposobem przygotowania nie ma całkowitej kontroli: posiłków w restauracjach, proszonych wizyt u znajomych, rodzinnych imprez. Aby uniknąć krępujących pytań ze strony bliskich o to, dlaczego nie je na weselu kuzynki, będzie wolał odwołać swoją obecność.
  • Koncentracja na jedzeniu utrudniająca normalne funkcjonowanie: np. powodująca zaburzenia snu wynikające z niepokoju o to, czy jutro wszystkie posiłki spełnią wyznaczone standardy (np. z powodu przebywania na wyjeździe służbowym) lub poświęcanie coraz większej ilości czasu na robienie zakupów i przygotowywanie jedzenia kosztem innych aktywności.
  • Obsesyjne przestrzeganie wyznaczonych zasad, które dotyczyć mogą np. dziennego limitu kalorii, proporcji składników odżywczych, czy odstępów pomiędzy posiłkami, niezależnie od okoliczności (np. wymykanie się ze spotkania pod pozorem skorzystania z toalety, w której ortorektyk będzie po kryjomu jadł swój posiłek z plastikowego pojemnika, bo wybiła 13.00).
Można by powiedzieć, że ortoreksji nie ma potrzeby demonizować - to po prostu nieszkodliwy bzik. Ale doświadczenia osób cierpiących na to zaburzenie mówią co innego. Często konsekwencją drastycznych i obsesyjnych zasad dietetycznych jest paradoksalnie niedożywienie, spowodowane nieprawidłowym zbilansowaniem posiłków (często dotyczy to osób, które przechodzą na dietę wegańską bez odpowiedniej wiedzy dietetycznej) lub wyłączaniem całych grup pokarmowych bez wyraźnych wskazań zdrowotnych i konsultacji ze specjalistą (przykładem może być modna ostatnio dieta bezglutenowa lub niskowęglowodanowa). Nie zapominajmy też o kosztach psychologicznych: poczuciu wyobcowania i niezrozumienia przez najbliższych, niepokoju czy wręcz stanach lękowych (czy kurczak, którego wczoraj zjadłem, aby na pewno był z hodowli ekologicznej, został przygotowany na parze i skropiony olejem lnianym, tak jak mi obiecano).

Od normalnej osoby, dbającej o zdrową dietę, ortorektyka odróżnia przymus, z jakim on tej zdrowej diety koniecznie trzymać się musi. Każde odstępstwo jest powodem do zadręczania się, a każda sytuacja, w której ortorektyk pozbawiony zostaje kontroli nad tym, co je, staje się źródłem cierpienia.

Czy warto więc skupiać się na zdrowym odżywianiu? Warto. Poniżej dla przykładu przepis wegański, który bez problemu może stać się elementem codziennego jadłospisu osoby nie rezygnującej z mięsa. Hummus jest zdrowy, wysokobiałkowy, niskowęglowodanowy i przede wszystkim - bardzo smaczny. Możemy go zastosować jako pastę kanapkową, dip do maczania pokrojonych w słupki warzyw lub po prostu wyjeść łyżką ze słoika (mój ulubiony sposób).

Aby zachować zdrowie psychiczne, pamiętajmy jednocześnie, że frytki od czasu do czasu jeszcze nikogo nie zabiły (na szczęście :-)

1 duża łyżka to ok. 36 kcal

1 puszka cieciorki
1 czerwona papryka
1 łyżka oliwy
1 łyżka pasty sezamowej tahini
2 ząbki czosnku
1/2 łyżeczki słodkiej papryki
1/2 łyżeczki kminu rzymskiego
1/2 łyżeczki pieprzu ziołowego
duża szczypta soli

Paprykę umyj i osusz. Następnie wsadź do piekarnika pod rozgrzaną górną grzałkę i piecz w 200° Celsjusza przez ok. 15 minut, obracając ją co kilka minut, żeby skórka sczerniała równomiernie z każdej strony. Upieczoną paprykę wsadź do szczelnie zamykanej torebki foliowej lub innego pojemnika ze szczelnym zamknięciem i odstaw do całkowitego ostygnięcia. Zimną paprykę obierz dokładnie ze skóry i pokrój na kawałki.

Zmiksuj paprykę z odsączoną cieciorką i resztą składników.

4 komentarze:

  1. Uwielbiam taki paprykowy hummus (jak każdy inny w zasadzie;))
    Pozdrawiam!
    www.kornikwkuchni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też! I ten z samej cieciorki, i z pieczonym bakłażanem, i z suszonymi pomidorami, i z papryką... ;-)

      Usuń