Pieczona polędwica z dorsza z pomidorkami oraz grillowaną polentą, czyli luksus w Wenecji

Wciąż mam nadzieję, że prawdziwe wakacje jeszcze przed nami, ale w czerwcu, nie czekając na dłuższy urlop wrześniowy, zafundowaliśmy sobie luksusową przyjemność - przedłużony weekend w Wenecji. 

Zeszłoroczny wyjazd do Normandii był jedną z naszych niewielu podróży, której bliżej było do wiejskiego wypoczynku niż miejskiej przygody. Wenecja za to jest klasyką samą w sobie - mekka turystów z całego świata (zwłaszcza Azji i USA), którzy z aparatami w dłoniach tłoczą się w jej wąskich uliczkach i na krętych schodach.

Współczuję stałym mieszkańcom tego miasta, których zresztą raczej nie ma zbyt wielu i są już dość często wiekowi. To co dla nas jest piękne i klimatyczne - tysiące romantycznych mostków nad kanałami z wodą w charakterystycznym zielonkawym odcieniu, miliony schodów prowadzące w górę i w dół, wielość hoteli i knajp oferujących najróżniejsze dania - dla wielu z nich oznacza, że najbliższy spożywczak odległy jest o dobre kilkadziesiąt minut marszu. Na piechotę, bo w Wenecji nie ma ulic - panuje całkowity brak ruchu samochodowego, a jedynym środkiem masowej komunikacji są tramwaje wodne.


Inną rzeczą, która z tego miasta wygania rodziny z małymi dziećmi oraz ludzi spragnionych kontaktu z przyrodą, jest fakt, że nie rosną w nim prawie żadne drzewa. Te trzy zadrzewione skrawki, które zwiedziliśmy w czasie naszego pobytu w Wenecji, nie zasługują co prawda na miano parków, ale jako jedyne dają schronienie przed skwarem tego w całości wyłożonego kamieniem miasta. Brakuje też ławek na placach, które przed wiekami służyły jako miejsca handlu, w końcu Wenecja to przede wszystkim było miasto portowe. 


I wreszcie ostatnia rzecz, która powoduje, że Wenecję koniecznie należy zwiedzić, ale po 3 dniach człowiek ma jej już dosyć - nie ma tam zbyt wielu innych możliwości spędzania czasu, niż powolne spacery po jej pięknych uliczkach, zwiedzanie kolejnych zabytków, których uroda przebija wszystko to, co widzieliście do tej pory i zaliczanie kolejnych restauracji. W których jest zresztą bardzo drogo i które serwują właściwie to samo. Obawiam się, że żeby zjeść coś naprawdę dobrego, musiałabym wydać sumę pieniędzy odpowiadającą naszemu tygodniowemu budżetowi.


Żeby jednak nie było, że wróciłam i tylko narzekam. Wenecja to jedno z najpiękniejszych miast na ziemi, nie podobne do niczego innego. Jest jak jeden wielki skansen, w którym budynki młodsze niż 500 lat stanowią zapewne mniejszość. Restauracje serwują największe przeboje włoskiej kuchni, czyli panini i tramezzini (kanapki z różnymi nadzieniami podawane na ciepło), smaczną pizzę na cienkim spodzie, makarony w różnych sosach, świeże ryby oraz owoce morza, a na deser zawsze znajdzie się jakieś dolce, które umili nam popołudnie. Brak samochodu powoduje, że wszystkie odległości musimy pokonać na pieszo (chyba że nie szkoda nam 80 euro na "przejażdżkę" gondolą), co oznacza, że raczej spalimy wszystko co zjemy, jeśli tylko zachowamy umiar. Dla tych, który lubią dla relaksu wychylić wieczorem lampkę wina, dobra wiadomość - ceny prosecco zaczynają się już od kilku euro :-) A jeśli zmęczymy się upałem w mieście, wystarczy wsiąść do tramwaju wodnego i za parę minut będziemy na Lido, pięknej wyspie z malowniczą plażą.

Włoska kuchnia pełna jest kalorycznych przekąsek i dań, więc żeby wrócić do równowagi po powrocie z miasta na lagunie, ograniczyłam przez parę dni wielkość porcji obiadowych. A że nie samą białą mąką żywią się Włosi, dziś proponuję pyszny i lekki obiad w stylu włoskim, ale bez glutenu.

2 porcje, 1 porcja to ok. 427 kcal

300 g polędwicy z dorsza (lub innej białej ryby o zwartym mięsie)
10 pomidorków na gałązce
20 zielonych oliwek
2 plastry z cytryny
1 łyżka oliwy
garść liści bazylii
sól, pieprz i sok z cytryny do smaku
100 g polenty (kaszy kukurydzianej)
olej do posmarowania grilla/patelni grillowej

Ugotuj kaszę wg przepisu na opakowaniu. Gorącą przełóż do naczynia o prostokątnym kształcie i odstaw do ostudzenia.

Polędwicę umyj i dokładnie osusz. Ułóż w naczyniu do zapiekania polanym połową łyżki oliwy i oprószonych solą oraz pieprzem. Na wierzchu połóż plastry cytryny, posyp posiekanymi oliwkami i bazylią, dopraw solą i pieprzem (najlepsze świeżo mielone).

Zapiekaj rybę pod przykryciem ok. 30 minut w temperaturze 200°C. W tym czasie pokrój zastygłą polentę na plastry, posmaruj ruszt grilla lub patelnię grillową olejem i grilluj po kilka minut z każdej strony, aż do uzyskania charakterystycznych, ciemnych pasków.

Podawaj od razu.



0 komentarze:

Prześlij komentarz